SCENTROWANE KOŁO |
Zanim, na
skutek dojrzewania Violki, nawiązaliśmy kontakty z rówieśnikami ze
wsi, byliśmy zamkniętą grupą. Cóż czasy były inne, mechanizacja na zupełnie innym poziomie niż dziś, a obrazek chłopa orzącego konnym pługiem - powszechny. Zboże kosiło się
kosiarką konną, wiązało ręcznie, a mendle były nieodłącznym
elementem krajobrazu. Młócenie przy użyciu kombajnu było rzadkością, a widok żniwiarza z kosą zwyczajny. Niektórzy zbierali w ten sposób całość zboża, inni tylko „obsiekali” pod wiązałkę czy kosiarkę. Praca była ciężka i dla tego, zwłaszcza w okresie żniw, nasi rówieśnicy nie mieli czasu na zabawy. Dlatego prędzej, być może, porozumieliby się z kosmitami
niż z nami. Pewnego dnia podczas zabawy w ogródku starego domu Zosi, Violka, Mariusz i Andrzej ujrzeli na drodze niedużego chłopca ciągnącego straszliwie skrzypiący wózek o krzywych kołach. Intrygująca ta postać stękała przy tym okropnie, a z grymasu na czerwonej, piegowatej twarzy przebijała determinacja i upór. Pociesznie wyglądała ta osóbka. Jakoż bodaj Mariusz krzyknął zza płotu: „Scentrowane koło!” Po chwili cała trójka ryczała już chórem: „Scentrowane koło! Scentrowane koło!”
Mały człowieczek,
oburzony i urażony Biedactwo, nawet nie „chuju”, tylko Niesłychanie komicznie musiało to brzmieć, bo będąca świadkiem zdarzenia Fredka płakała ze śmiechu. A Scentrowane Koło okazał się również przybyszem z miasta, tyle, że babcię miał mniej od naszych wyrozumiałą... Zresztą, już od następnych wakacji stał się uczestnikiem naszych zabaw w Janosika i otrzymawszy wdzięczny przydomek „Kurewka” znikał na całe dnie w lesie, gdzie wraz z nami oddawał się błogiemu nieróbstwu. |