NAD NIDĄ |
W
upalny
lipcowy dzień wybraliśmy się do Pińczowa. Nad Nidę, kąpać się i
opalać.
Dwa napakowane do granic maluchy pędziły szosą na Pińczów trzaskając co jakiś czas w nieopatrznie stający im na drodze drób. W obu samochodzikach oprócz kierowców (mnie i ojca) podróżowali: Iwona, Justyna, Bartek, Fredka, Maryśka, Aneta i Ludwika. Kiedy dojechaliśmy nad rzekę, licznej rzeszy plażowiczów objawił się uroczy widok naszej ekipy, która natychmiast po opuszczeniu pojazdów i rozłożeniu kocyków zabrała się do jedzenia. Na początek spożyliśmy przywiezioną w emaliowanym wiadrze botwinkę, przy czym najmłodsi uczestnicy wyprawy przypominali bardziej wampiry niż dzieci. Teraz nastąpił czas kąpieli
i uroczych zabaw hydromotorycznych. Bartek dosiadł mnie, zaś Aneta Jerzego. Po szeregu wygranych przez moją ekipę potyczek przeciwnicy pokonali nas w znakomitym stylu. Ujrzeliśmy jak powalony wcześniej koń Anety powstawał z głębin (wg relacji Fredki z oczami jak spodki, stękaniem i rzężeniem) i nie zdzierżywszy tego widoku pokładliśmy się ze śmiechu. Tymczasem czadu dawała Fredka. Pogrążyła się w odmętach rzeki na głębokości dwudziestu centymetrów zanurzając spód swego ciała w wodzie i wykonując pływacze ruchy ku uciesze licznie zgromadzonej na brzegu publiki. Następnie przystrojona przeze mnie i Bartaka w kępy wodorostów niczym Prozerpina królowała na rzece porażając innych wyniosłością postury i doskonałością charakteryzacji. Po przerwie na skonsumowanie kilkunastu jaj na twardo i pieczonej kury powróciliśmy do zajęć na wodzie. Tym razem prym wiodła Ludwika, która uległszy perswazjom zażywała kąpieli w koronkowym, białym staniku i różowych, jedwabnych reformach. Całości dopełniały Justyna, która zamoczywszy własne ubranko występowała w zawiązanej na ramiączkach podkoszulce Bartka, Marysia w jednoczęściowym, tygrysim kostiumie kąpielowym i Iwona patronująca nam ze spokojem nałożywszy fantazyjny, kwiecisty kapelusz. Podobne wyprawy miały miejsce kilkakrotnie. Jednego razu bodaj Michał wpadł na pomysł zabrania kilku dętek samochodowych. W efekcie po szeregu barwnych wyczynów obecni nad rzeką Pińczowianie i turyści byli świadkami następującej sceny: Postawny dwudziestokilkuletni jegomość nałożywszy na siebie trzy dętki i położywszy się na wodzie ogłosił wszem, że jest wężem morskim. Po niedługich namowach węża dosiadł jasnowłosy łebek. Wąż zakrzyknął,
że dość ma już kąpieli w tak płytkim miejscu Po czym obaj podróżnicy wybrawszy kotwicę ruszyli z prądem ku nieodległemu wiaduktowi. Na takie oświadczenie jakiś szatan wstąpił w spokojnie dotychczas wypoczywającą na kocu niewiastę przyodzianą w piękny tygrysi strój kąpielowy. Jak prawdziwy tygrys ruszyła wzdłuż brzegu krzycząc: „Arek, natychmiast wracaj! Tak nie wolno! Do żadnej Szwecji nie popłyniesz”! Wąż, na takie dictum, jak niepyszny podwinął ogon i zawrócił do brzegu. Biedny, żonaty i dzieciaty wąż nie był w
stanie przeciwstawić się matczynej trosce o niego. |