O JANIUSI |
Janiusię - szkolną koleżankę naszych babć sprowadził na Piosecno zły los. Ten zły los w osobie jej rodzonej siostry pozbawił Janiusię dachu nad głową. Tym sposobem na ładnych parę lat Janka zamieszkała z Zosią.
Największych
atrakcji dostarczała, ponoć, pasażerom „niebieskich ogórów”,
kiedy w zimie woziła pierze. Handel nie szedł
jej najgorzej, na dowód czego nosiła się ze swoistą elegancją. Kiedy zerwał jej się jeden z kolczyków, elegantka, by nic nie stracić ze swej złotej oprawy, uwiązała go na drucie, jakim drutowano świniom ryje i odzyskawszy w ten sposób równowagę ducha, powróciła do zwykłych swych zajęć. Handel polegał
na tym, że najpierw musiała skupić od chłopów to, z czym później
jechała na będziński targ.
Jakiś czas po
przybyciu na Piosecno, Janiusia urządziła pranie. Nasza bohaterka odrzekła na to: „Wisz bedzie deszcz – bedzie i pogoda, kiedyś przecie wyschnie”. Od tego czasu nieodłącznym elementem Ludwicynego obejścia stały się, porozwieszane w najrozmaitszych miejscach, intymne części Janiusinej garderoby. Najlepiej prezentowały się olbrzymich rozmiarów różowe lub niebieskie reformy, wiszące fantazyjnie na krzaczkach i drzewkach sadu. Przez długie tygodnie niepogody powiewały niczym porzucone po desancie spadochrony, schnąc i moknąc na przemian. Ten artystyczny nieład w ogrodzie niezmiennie irytował Ludwikę. Kiedy wpadała z Sosnowca, ogarnięta szałem porządkowania swego gospodarstwa nie przepuściła nigdy Janinym majtom. Jeśli nie miała odwagi ich sprzątnąć, to chociaż właścicielkę obgadała. Zosia i Hela śmiały się tylko, a Janka wiadomo: „bedzie deszcz – bedzie i pogoda ...” Nam również Janiusia w niczym nie wadziła. Była nawet dostarczycielką swego rodzaju atrakcji kiedy, nie
przejmując się zupełnie naszą obecnością, odlewała się Po jakimś czasie mąż Janinej siostry zachorował i Janka niepomna krzywd wróciła do domu by się nim opiekować. Przez te parę lat była jednak jednym z „mocnych punktów” piosecniańskiego krajobrazu. |